poniedziałek, 26 listopada 2012

Czas goni nas, goni nas.


Możesz się ze mnie śmiać, powiedzieć, że to głupota, ale wiara czyni cuda. Dziadek przebudził się, jest po operacji, na razie wszystko jest na dobrej drodze, chociaż lekarze zapowiedzieli, że na Święta na pewno nie wyjdzie ze szpitala. Najważniejsze jednak, że jest lepiej niż poprzednio. Cały czas martwię się o niego, ale mniej boję, że nie ma dla niego już żadnej nadziei.

Od ostatniego wpisu dzięki poprawie zdrowia u dziadka, chodzę mniej zdołowana, ale za to tak samo niewyspana. Ach, ten szary, mglisty i wilgotny listopad. Dni mijają podejrzanie szybko (to źle), nauki coraz więcej, semestr zbliża się ku końcowi, a ja nadal tak samo kiepsko stoję z matmą (jak zwykle). Do roboty się kompletnie nie garnę, choć wiem, że powinnam. W końcu w przyszłym tygodniu czeka mnie poprawa z historii, matematyki i sprawdzian z wos-u (cholera...). Szykuje się więc dość intensywny w naukę weekend (yaay).

Ale już dość o szkole, mam jej ostatnio i tak po dziurki w nosie.

Fakt, często narzekam na jesień, zwłaszcza na listopad, ale jest coś, co mnie w tym miesiącu, jak i w tej porze roku urzeka. Mianowicie, te chłodne wieczory, kiedy mogę usiąść w fotelu, z kubkiem herbaty, przy cicho grającym radiu i móc otworzyć książkę, zanurzać się w słowa, wejść w inny świat.
Ostatnio zaczęłam czytać "Portret Doriana Greya" Oscara Wilde'a. Nie jestem jeszcze w połowie książki, więc nie mam zamiaru na razie jej osądzać, ale póki co urzekł mnie sposób w jaki pisze Wilde. Barwne, ubrane w piękne słowa refleksje, atmosfera burżuazji i śmietanki towarzyskiej XIX-wiecznego Londynu... to mi się podoba. Mam zamiar przy następnej mojej wizycie w bibliotece, wypożyczyć inne dzieła tego pisarza. Oprócz tego od jakiegoś czasu siedzę, robiąc notatki nad "Mitologią Celtów" Jerzego Gąsowskiego, stare, używane wydanie, które zakupiłam w antykwariacie. Studiowanie tej lektury sprawia mi wielką przyjemność, z racji, iż zawsze fascynowałam się kulturą celtycką. Jak na razie jednak ta książka (z tych których dotychczas czytałam) najlepiej porusza ten temat. Szczerze polecam dla tych, których ten temat interesuje.

Chciałam się też pochwalić, że ostatnio w moim życiu pojawił się mały stworek, biegający w tej chwili po pokoju. Wreszcie mam kota, a ściślej mówiąc kotkę (: Została znaleziona przez moje siostry, przez jakiś czas mieszkała u babci, a teraz po wielu namowach i prośbach, jest u mnie. Dwumiesięczne i bardzo żywiołowe stworzonko, które jest jednym z głównych powodów, przez które się nie wysypiam. W nocy jej ulubioną rozrywką jest bieganie po mnie, podgryzanie i bawienie się włosami. Zrzucanie z łóżka nic nie daje, ale z reguły męczy się po godzinie, dwóch i tak około północy, pierwszej zasypiamy.

Na zakończenie, polecam do przesłuchania Smashing Pumpkins - Rhinoceros, ostatnio znów do nich wróciłam,  kawałek z ich pierwszej płyty Gish, warto poświęcić uwagę również innym utworom (:



piątek, 9 listopada 2012

Stop. Wyłączam się na chwilę.

Ciężko mi się żyje ze sobą. Topię się w oceanie niechcianych myśli i spraw, których nie rozumiem. Za dużo czytam, za mało "szaleję", zbyt często płaczę w poduszkę. Wiszę pomiędzy jawą a snem, sama już nie wiem ile prawdy, a ile fałszu w tym co dzieje się wokół. Świat robi mnie w chuja,autorytety już dawno zginęły, myślenie wychodzi z mody, a priorytety sprzedawane są w niskich cenach na allegro.

Co robić, co robić? Gdzie uciec, gdzie się schronić?

Zamykam się w pokoju, ściągam uśmiech z twarzy, siadam w fotelu i przytulam policzek do ciepłego kubka. Staram się udawać, że to wszystko mnie nie dotyczy, że to się nie dzieje. Nigdy tak blisko nie dotykała mojego życia śmierć. Była, owszem, gdzieś tam, zawieszona w eterze,pisana słowami - w książkach, mówiona w wiadomościach, ale nie tak, nie tak. Dociera powoli do głowy, że umiera mi dziadek. Nie chcę w to wierzyć, uczepiam się nadziei, że jednak się wybudzi. Nie cierpi to najważniejsze, ale wciąż trzyma nas wszystkich w niepewności. Lekarz powiedział, że pewnie w końcu jego serce stanie, straszna prawda, okrutna. Nie wierzę w nią, modlę się, by było inaczej. Tak, staram się uwierzyć w cuda, naiwne, ale tak jest łatwiej.

Powiesz mi, że takie jest życie. Tak, ludzie rodzą się i odchodzą, problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy Ciebie zaczyna dotykać, jakie to życie rzeczywiście jest.

Nie śpię, myśli spędzają mi sen z powiek, smutno, dziwnie i pusto. Ale wciąż wierzę, wierzę, wierzę. Dziadek jeszcze nie powiedział ostatniego słowa, chcę, żeby to była prawda. Chcę znów widzieć go na stałym miejscu w dużym pokoju, gdzie czasem przysypiał na siedząco, chcę znów mu powiedzieć co u mnie i wypić z nim herbatę. Uświadamiam sobie, że dawno nie rozmawialiśmy.

Naprawdę jest ciężko, nie ułatwia mi życia fakt, że wszędzie pełno pseudointelektualistów, którzy kulturę i wiedzę liznęli przypadkiem. Że ulicami zataczają się idioci, których jedynym priorytetem jest zalewanie szarych komórek procentami. Czuję, że braknie mi miejsca, niedługo odkreślą mnie haczykiem, spakują w gablotę i postawią w muzeum jako okaz "przewrażliwionej nudziary niepasującej do swego przebojowego pokolenia".

Coraz bardziej męczą mnie wieczory, kiedy siedzę sama. Bez maski i stroju - wypadam z roli. Stoję tak, obnażona i bez szans w walce z tym całym bałaganem, jaki ostatnio panuje w moim życiu.

Wiem, odbiegam od tematu, nieskładnie dryfuję pomiędzy słowami, staram się to robić cały czas, uciekam od smutnej rzeczywistości, choć nie za bardzo mi to wychodzi. Przepraszam.

Kończę już, troszeczkę mi lżej.

Florence + Machine - 7 Devils