poniedziałek, 25 lutego 2013

Rypin Dream.

Rypin - miasto wron i cmentarzysko niespełnionych ambicji. Dobra, nie miasto, raczej miasteczko. Ale cicho, cicho, nie jest tak źle, na niektórych mapach je znajdziesz (:

Tutaj czas płynie powoli, chwilami odnoszę wrażenie, że stoi w miejscu. Gdzieniegdzie wciąż czuć zapach PRL-u, ludzie są bezbarwni i niewyraźni. Każdy zna każdego, choćby z widzenia. To jest cholernie irytujące, kiedy przez tyle lat widzisz wciąż te same twarze, które zmieniają się i starzeją razem z Tobą, chociaż w zasadzie to ich nie znasz, prawda? Ale wiesz kuźwa mniej więcej, gdzie mieszkają, jak się nazywają. Jeszcze bardziej denerwujący jest fakt, że oni wiedzą to samo o Tobie.

Podobno człowiek szybko się przyzwyczaja, po jakimś czasie jest w stanie się dostosować do nowego miejsca. Gówno prawda. Żyję tutaj ponad dziesięć lat i wciąż nie mogę się przyzwyczaić. Nie żebym, była szczególnie rozrywkowym człowiekiem, ale wiesz, nawet największa nudziara ma ochotę czasem pójść do kina albo kawiarni. I pomijam już fakt, że to miasto nie oferuje nic oprócz dwóch parków i mnóstwa ciuchów, które mnożą się jak króliki, naprawdę nie chodzi tylko o to. Z trudem, bo z trudem, ale da się to jeszcze jakoś znieść. Po prostu ja nie cierpię Rypina.

To destrukcyjne miasto, nie pojmuję, jak niektórzy mogą tutaj wracać po studiach albo nie wyjeżdżają, choć mają taką możliwość.  Ciężko mi uwierzyć, że ze względu na tzw. spokój czy "świeże" powietrze. Dobra, za głośno nie jest, czasem ktoś podrze mordę, podpali kosz czy rozbije witrynę sklepową. Nie uważam, żeby przez to było szczególnie bezpiecznie. Pełno tu meneli zwanych tytanami, chociaż większość z największych "sław" tego miłego grona, siedzi w więzieniu albo powiesiło się w piwnicy.
Zarobić też wcale nie jest łatwo, chociaż wielu tu takich, którzy mają mnóstwo kasy, pięćdziesiąt tysięcy domów, a i tak się nie wyprowadzają. Cóż... bywa.

Dobrze, że mam znajomych, z którymi mogę się spotykać, bo inaczej większość mojego życia przegniłabym przed komputerem, grając w Simsy  i przeglądając durne filmiki na youtube. Dobra wiem, że i tak to robię, ale z mniejszą częstotliwością.

Wierz mi, że odliczam lata, miesiące i dni, kiedy wreszcie stąd ucieknę. To miasto sprawia, że wszystko ci jedno, powoduje w Tobie rozkład jakichkolwiek ambicji i marzeń, bo przecież lepiej już nie będzie, a nawet jeśli to co z tego. I to wcale nie jest myślenie Polaka tylko prawowitego mieszkańca Rypina. Nieważne czy coś się zmieni, czy rzeczywiście wybudują nam tę PożalSięBoże galerię handlową, zacznie się coś dziać - kogo to w tym mieście właściwie obchodzi? Niewielu, zamknięci w swoich klatkach, pełni ograniczeń, ludzie niewrażliwi na sztukę i jakikolwiek głębszy rozwój. Nie twierdzę, że wszyscy, ale śmiem przypuszczać, że zdecydowana większość.

Być może za surowo oceniam, być może przesadzam. Być może, za jakiś czas, gdy będę Rypin tylko odwiedzać, nabiorę do niego jakiegoś sentymentu. Nie sądzę jednak, ażebym za nim tęskniła.

Jak widać nie jestem lokalną patriotką, możesz mnie za to potępić, bo przecież są gorsze miejscowości i większe problemy. Tylko, no wybacz, raczej nie cieszę się, że muszę tu mieszkać, oprócz tego, że poznałam kilku świetnych ludzi, to nic poza tym.

Moim miastem jest Poznań, tam czuję, że żyję, czuję że kocham to miasto o każdej porze dnia i roku. Starówkę, koziołki, cytadelę i ukochane Piątkowo. Niemal połowę moich wspomnień z nim wiążę, i to tych najlepszych. I dziękuję Aniołom, że mogę tam tak często przebywać.

Wywnętrzyłam się, pojęczałam jak zawsze, więc na koniec dodam zdjęcie, które robiła wspaniała Czarsia, jedna z wojowników, walczących z rutyną i rzeczywistością rypińską <3

 To ja w całej swej znudzonej okazałości. Ci, co mnie znają, wiedzą że uwielbiam tak robić z twarzą, zwłaszcza, gdy targają mną różnego rodzaju emocje (:


sobota, 9 lutego 2013

Powroty bywajo cienżkie.

Niby zaraz zaczyna się trzeci tydzień szkoły, a i tak z trudem przychodzi mi budzenie się o siódmej, a nie o jedenastej, skupianie się na lekcjach. Myślami wędruję gdzieś daleko, czuję się poza  wszystkim.

Raz znów kiwam się na koncercie Izraela albo leżę spokojna i bezpieczna przy Perpuś, tulącej się do moich pleców. Zdarza się, że jestem pełnym determinacji rewolucjonistą bądź przewrażliwionym skrzypkiem, wielbiącym koty. Mało kiedy myślę o tym, co jest teraz albo co powinnam zrobić na następny dzień (na przykład uczyć się z historii albo porozwiązywać zadania z matmy...). Czasem zapominam nawet, że jestem Ninka Panda Betty i znajduję się teraz w Rypinie, a nie Poznaniu, a poza tym to otwórz w końcu ten podręcznik od historii, dziewczyno!!

Powroty bywajo cienżkie.

Powiedział Marian na lekcji matematyki. Prawda, zajebiście ciężkie. Najgorzej jest jak człowiek zaczyna się przyzwyczajać do obecności drugiej osoby i zapomina, że potem... otóż to, musi WRÓCIĆ. Niby po tylu latach nie powinnam się dziwić... ale hoho, powiem wam w sekrecie, że wcale łatwiej nie jest.

W sumie to w ogóle nie jest łatwo.

W OGÓLE.


Próbuję czasami zaćmić to beznadziejne uczucie pustki i tęsknoty, skupić się na czymś innym. Z reguły udaje się, ale potem... no właśnie, potem nadchodzi wieczór. Kiedy tak siadam w fotelu, z ciepłym kubkiem w łapkach, to w sumie... powiedziałabym coś, zalałabym drugą herbatę albo nasłuchiwałabym, czy woda w łazience przestała lecieć - znak, że zaraz wróci.

I wiecie co? Te wieczory są zajebiście przykre i ciężkie, kiedy nikt nie przychodzi, a na biurku stoi tylko jeden kubek.

Kładę się sama, przewracam z boku na bok, nie myśląc już o niczym. Jedyne co, to brakuje mi tego łepka, leżącego na mojej poduszce. Brakuje mi wszystkiego. Miesiąc to za mało, a jednocześnie wystarczająco dużo, żeby po raz kolejny przywyknąć do spędzania ze sobą każdego dnia i nocy. 

Myśli mam w nieładzie, na nic nie mam za bardzo ochoty. Nie znoszę takiego stanu,  inaczej jednak być nie może. Wszystko wymaga poświęceń, a największych przyjaźń, zwłaszcza taka, o której większości z was nie śniła. Potężniejsza nawet niż ta, która łączy kucyki.

Mimo, że jestem daleko, to i tak cały czas trzymam cię za rękę. Kroczymy dalej naszą drogą, omijamy gówna głupoty i chamstwa, nie jest to prosta droga, ale najważniejsze, że razem prawda?



Niedługo znów wpadnę w rutynę, wrócę do rzeczywistości. Przestanę snuć się korytarzami, zacznę mówić z większym sensem. A póki co, poudaję trochę, że jest już w porządku, postaram się nie marudzić przy innych.

Narzekam poduszce i pluszowym misiom - są wymiętolone i mokre od łez. W końcu nikt nie odbierze mi prawa do marudzenia i popłakania, prawda?

Zatem idę dalej emować w kąciku i hodować grzybki.

Clannad - Fairy Queen

niedziela, 13 stycznia 2013

VII.

A oto jestem w Nowym Roku, cały czas tak samo marudna i kapryśna jak wcześniej. Bez jakichkolwiek postanowień, planów i zamiarów. Obiecałam sobie jedynie, że postaram się więcej uśmiechać, mniej narzekać i nie słuchać tylko tego, co chcę usłyszeć.

...

Dobra, w sumie to nic sobie nie obiecałam. Powiem wam nawet w sekrecie, że nadejście Nowego Roku znaczy dla mnie tyle, co zmiana cyferki na 2013. A no i starzejmy się, światu bliżej ku końcowi, a trzynastego w piątek o godzinie trzynastej trzynaście roku dwutysięcznego trzynastego wszyscy zostaniemy stratowani przez stado rozwścieczonych pancerników. Naprawdę. Serio. Ja nie żartuję.

Stop ględzenia, Panda, znowu przynudzasz.

Nie myślcie, że jestem w złym nastroju, nic bardziej mylnego! Zaczęłam już ferie soooooł jutro przyjeżdża do mnie mój mąż, przyjaciółka, siostra i matka Perpuś!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <--- nagła zmiana tematu + niebezpieczna ilość wykrzykników = Panda się cieszy i jest śpiąca

...milion wykrzykników później...

Aż siebie nie poznaję, pewnie dlatego, że już późno i mózg niezbyt dobrze mi pracuje. W  każdym bądź razie, gwoli wyjaśnienia, nasz związek (nie boję się użyć tego sformułowania, bo nie jest ono w tej sytuacji żadną przesadą) trwa już niemal sześć lat podczas, których rozkwitał, wzrastał, wreszcie zaczął przeradzać się w więź tak głęboką, że aż przerażająco piękną. Nie wyobrażam sobie życia bez tego kochanego rudzielca, który jest częścią mojej duszy, życia i serca. Stwierdzenie, że "Przyjaciele to jedna dusza w dwóch ciałach" idealnie, wręcz dosłownie odzwierciedla istotę naszej miłościo-przyjaźni. Nikt, chyba nawet ja sama nie zna mnie jak ona, z nikim nie mam aż tylu wspólnych pasji i zainteresowań, od nikogo też nie jestem tak zależna jak od niej - dzielimy w końcu duszę, mózg, a nawet łóżko (chodzi to tylko o spanie !!!). Sentymentalnie się zrobiło, ale ja jestem sentymentalna.


Kończę, idę spać. Dobrej nocy życzę (:


wtorek, 18 grudnia 2012

Święta, święta, święta.

Teraz za oknem biało i mroźno, w oknach sąsiadów palą się lampki, wabią moje oczy jasnymi kolorami. Jak zwykle o tej porze piję herbatę, kolana ogrzewa mi kot.  Magicznie ciepła atmosfera Bożego Narodzenia zaczęła wreszcie mi się udzielać, kupowanie prezentów, wyjmowanie ozdób z piwnicy i gruntowne porządki. Tylko raz w roku takie dni, pewnie dlatego zawsze tak mnie cieszą. I jeszcze biało, wszędzie biało.
Jeżeli śnieg się utrzyma to najpewniej w weekend pójdę z siostrami na sanki, o ile nie złapie mnie grypa. Mam katar i głos jak nałogowa palaczka, a to wszystko dzięki śniegowej bitwie, jaką stoczyłam z moją kochaną Perpuś. Jeśli rozchoruję się na Święta, to obiecuję, że odpłacę jej się w Sylwestra, którego jak zwykle spędzimy razem.

Ach, jak lubię ten błogi stan nierobienia nic oprócz tego, co sprawia mi prawdziwą, nieprzymuszoną przyjemność. Najgorszy zapieprz w szkole mam już za sobą, więc z czystym sumieniem mogę coś napisać, poczytać, objadać się mandarynkami albo robić słodkie, bezsensowne "NIC". W końcu nie towarzyszy mi dręcząca świadomość, że muszę nauczyć się z tego, zaliczyć to i zrobić jeszcze tamto - od razu lżej się żyje. Teraz odliczam dni do Wigilii i dwudziestego siódmego grudnia, kiedy prawdopodobnie pojadę do Poznania, żeby spędzić Sylwestra z moją Perpecią, jest dla mnie mężem, starszą siostrą, matką i najlepszą przyjaciółką, bez której mój mały świat byłby uboższy o wiele bezcennych wspomnień. Zresztą o naszej przyjaźnio-miłości mogłabym pisać bez końca, ale może przy innej okazji (:

Dziś krótko, bo jutro jeszcze do szkoły trza wstać (z moja naturą śpiocha muszę spać co najmniej 7 godzin), a wiem, że później nie znalazłabym czasu, żeby cokolwiek wstawić.
Na dobranoc Ann B Sweet - Oh I Oh I, jedna z moich ukochanych, choć niedawno poznanych wokalistek o ciekawej, przyjemnej barwie głosu, tutaj w nieco dziwacznym, acz równie zacnym wydaniu.