środa, 17 października 2012

Maj boring lajf.

Słońce zachodzi szybciej, noce chłodniejsze - ach, jesień, jesień. Poranki coraz bardziej szare, ciężej zwlec się z łóżka. Herbata gorzknieje mi w gardle, stawiam brudny kubek obok kilku innych. Znów towarzyszy mi nieprzyjemne uczucie, że mija mnie czas.

Jesienne lenistwo, zmagam się z nim codziennie i zawsze przegrywam. Składam samej sobie obietnice bez pokrycia - tak, tak dzisiaj przeczytam, oczywiście, że się pouczę, muszę skorzystać ze słońca, pójdę na spacer... A w rezultacie? Nie robię nic. Okropne, irytujące NIC doczepiło się do moich pleców jak rzep i nie w sposób się go pozbyć. Szukam winy wszędzie, tylko nie tam gdzie powinnam.
A wiem, tak wiem, że to moja, tylko i wyłącznie moja wina, że gniję przed komputerem albo w fotelu, myśląc o mało istotnych rzeczach (te ważniejsze wyrzucam z głowy). Zasypiam z wyrzutem, że nic pożytecznego nie zrobiłam i budzę się z myślą: Dzisiaj będzie inaczej, Panda! Cóż... nadzieja matką głupich.
Wciąż jednak noszę w sobie naiwną wiarę, że niedługo się to zmieni, wrócą mi siły witalne i umysłowe, przysiądę nad Gombrowiczem, zrobię notatki do mitologii Celtów, zacznę ogarniać starożytną Grecję na polski i przestanę się denerwować na wszystko i wszystkich wokół.

wzdych


Z milszych rzeczy, wreszcie udało mi się w spokoju przesłuchać nową płytę Reginy Spektor "What We Saw from the Cheap Seats". I tym razem nie zawiodłam się na Regince, od kilku dni mielę w kółko trzy  utwory z tego albumu: Patron Saint, Ballad of a Politician i Small Town Moon, choć reszta jest niemniej dobra, te spodobały mi się najbardziej. Z  jej dyskografii i tak moimi faworytami po wieki pozostaną "11.11" i "Soviet Kitsch", pierwsza i trzecia płyta, które moim zdaniem są najlepsze. Idealnie trafiają w mój gust, surowe, kobiece i z dystansem do rzeczywistości. Regina jest wokalistką, do której warto wracać. Przyznaję, że na jakiś czas o niej zapomniałam, zachłystując się Hedningarną, ale teraz naprawiam te błędy. Aktualnie jej muzyka ubarwia mi szare wieczory i pewnie nie raz jeszcze o niej wam wspomnę (: Nie znam wielu muzyków, w który tak ciekawy sposób potrafią bawić się swoim głosem, przy okazji pisząc niegłupie teksty. Naprawdę gorrrąco polecam, zwłaszcza na jesienne, chłodne wieczory.

Regina Spektor - Buildings (11:11) - utwór z pierwszej płyty (:

Kończę, pomykam na spacer, póki pogoda i chęci.

piątek, 12 października 2012

O piątku słów kilka.

Godzina 23.45. Oczy przymrużone, głowa niebezpiecznie się kiwa, a dłonie odmawiają mi posłuszeństwa. Jestem zmęczona, ale to przyjemne zmęczenie, z rodzaju tych miłych i pozytywnych. Czuję, że ten dzień spędziłam naprawdę dobrze, inaczej niż ostatnie. A co najlepsze, wszystko to dzięki szkole, a ściślej mówiąc zadanej na wiedzę o kulturze prezentacji o subkulturach.
Moja grupa w liczbie pięć (razem ze mną) wzięła sobie za zadanie omówienie hipisów, czyli kochających wszystko i wszystkich ćpunów, którzy srali na pracę, płacę i inne tego typu "przyziemne" sprawy. Nie wiem czy gdybym żyła w tych czasach poszłabym w tym kierunku, co oni, być może. Nie wykluczam takiej opcji, choć to ćpanie, kurczę, wolałabym chyba dłużej pożyć. W sumie ich koniec był tragikomiczny, sami skazali się na śmierć przez swoje umiłowanie do wolności (praca- błe, pieniądze - niepotrzebne) i narkotyków, które podobno oświecały ich umysły tak, że wypaliły je do zera. Nie będę się już mądrzyć na temat wszelakich używek, bo mimo, że mam szesnaście lat i żyję w XXI wieku, to mam BARRRDZO krytyczne poglądy na ten temat, ale to przy innej okazji :)

Po tym krótkim wstępie, mogę bez wahania stwierdzić, że naprawdę warto było cały dzień męczyć się nad rozkładaniem scenografii (ukłony za jej wykonanie dla Wawy), charakteryzacją (brawa dla Sary) i podchodzeniem kilka razy do jednego ujęcia. Dlaczego? Nie dla durnej oceny, prawdę mówiąc w pewnym momencie zapomniałam, że robimy to na lekcję. Ale po to, żeby stanąć w walce z rutyną, która jest wszechobecna w Rypinku, żeby poczuć przez chwilę klimat tamtych lat, pokolorować kolejny nudny, szary piątek. A przede wszystkim wypełnić serce satysfakcją, że ten dzień spędziliśmy inaczej, ciekawie, kreatywnie.

Ledwo siedzę, z trudem składam w miarę sensowne zdania. Kończę więc i pomykam do ciepłego łóżeczka. Wystukałam to, co mi siedziało w serduchu, mogę spać spokojnie (:
Na zakończenie pozwolę pochwalić się efektami naszej pracy:




























Hedningarna - Neidon Laulu. Dodam już tak jako kropkę tej notki, bowiem ubóstwiam ten zespół, a  tę piosenkę zwłaszcza. Dobrej nocy!

czwartek, 11 października 2012

W ramach wstępu.

Od jakiegoś czasu noszę w sobie chęć wypisania siebie, wyrzucenia wszystkich nieposkładanych myśli, zaśmiecających pojedyncze kartki z zeszytu. Przyznam ze wstydem, że dawno nie pisałam. Nie wiem dlaczego, gdzie szukać przyczyn. Nie widzę sensu w usprawiedliwianiu się i szukaniu wymówek, które i tak będą żałosne. Nie miejcie mi za złe, kiedy jedno zdanie wystukam gorzej niż poprzednie. Proszę o wyrozumiałość. 

Na tym blogu mam zamiar dawać upust swoim myślom, przemyśleniom, refleksjom, wylewać siebie, czasem trochę ponaginać fakty i rzeczywistość. Chcę zanudzać was swoim życiem i tym, co dzieje się w mojej szesnastoletniej główce. Zapewne zdarzy mi się czasem pomilczeć, a potem zalać was słowotokiem. Dlaczego? Bo tak mam. 
Cóż, to na razie tyle. 

Na zakończenie miły dla ucha kawałek Anni B Sweet, której twórczość poleciła mi przyjaciółka. Zakochałam się w niej od pierwszego usłyszenia (: